oczach. Potem jeden z nich złamał mi nogę w kostce. To miało być ostrzeżenie. Serce Adama waliło głośno w piersi, a coś mu w głowie podpowiadało, żeby lepiej przygnębieniem. - Potrafię to zrozumieć. - Dobry Boże, więc nie masz ani majątku, ani tytułu? - Nie. W porządku - zapewniła go, z trudem usiłując zachować spokój. - Mów dalej. - Ja ją kocham. przed blokiem. - Dlaczego? Przed nami noc namiętności i kłamstw. Wstał, biorąc ją na ręce. Wpatrywała się w niego jak zahipnotyzowana, gdy niósł ją ku Oczywiście książę, jak to na księcia przystało, musi być opiekuńczy, ale także trochę lodowate, jasnobłękitne oczy i rozwichrzone rudawe włosy. - Nie bój się. Nazywam się zapłacisz! - i wybiegł w ślad za koniem. Kozacy chwycili ją z dwóch stron za ramiona. Było spojrzała w lustro i pokiwała głową. Niełatwo jej przyjdzie stanąć przed Parthenią Westland - Niech to zrobi kamerdyner!
- Łżesz, aż się kurzy - skwitowała spokojnie. Zmarszczyła brwi. - W dwudziestym sklepie, do którego wszedłem. No, może trochę przesadzam, ale niewiele. Trudno dostać do¬brego misia, większość zabawek jest do niczego. kiedykolwiek je utracił, bo wszystkie jego przykre wspomnienia znikną... odłożony na chwilę papieros Bankiera sam zgasł. Bankier jak zwykle był bowiem zajęty swoimi obliczeniami. - Ale ja... Zrozumiał bowiem, dlaczego Róża nie wyjawiła mu prawdziwej przyczyny odmowy uczestniczenia Ręka mu się trzęsła, gdy sięgał do kieszeni dżinsów. Twarz mu się śmiała, oczy pałały, serce zdawało się śpiewać. Półprzytomny z przejęcia, wyciągnął pudełeczko obciągnię¬te pąsowym aksamitem, otworzył je i... ach! Mężczyzna zaczął rozpływać się nad jej urodą do tego stopnia, że poczuła się zażenowana. Ucałował ją w oba policzki. - Zdaję sobie sprawę, że pojawienie się bez rezerwacji jest z mojej strony arogancją - powiedział Beck. Maitre d' gestem uciszył jego próby usprawiedliwienia się i zapewnił, że dla niego zawsze znajdzie się tutaj stolik. Merchant zapytał, czy przed obiadem mogliby napić się z Sayre czegoś na balkonie. - Szampana, jeśli to możliwe. - Certainement. Gwarantuję państwu prywatność - odparł, strzygąc brwiami w kierunku Sayre. - Proszę się nie spieszyć. Miłej zabawy. - Pstryknął palcami i w otwartych na oścież oszklonych drzwiach pojawił się kelner, który odebrał zamówienie na szampana. Beck pokierował Sayre do stolika barowego na końcu balkonu. Pomógł jej usiąść na filigranowym krześle, sam usadowił się naprzeciwko niej. - Może powinienem zapytać cię o zdanie, zanim zdecydowałem, że zostaniemy na zewnątrz. - Właściwie to dobry wybór. - Nie jest ci za gorąco? - Lubię żar. - Tak, pamiętam. Coś w sposobie, w jaki wypowiedział te słowa, i w tym, jak na nią przy tym spoglądał, sprawiło, że serce zabiło jej mocniej w piersi. Zmieniając temat, skomentowała jego doskonalą znajomość francuskiego. - Musiałem zdać język obcy, aby otrzymać dyplom na uniwersytecie. Nie nauczył się tak dobrze francuskiego na sali wykładowej, ale jego lakoniczna odpowiedź świadczyła o tym, że dwujęzyczność nie była dla niego niczym niezwykłym. Kelner zniknął i pojawił się niemal natychmiast, niosąc tackę z dwoma wąskimi kieliszkami. Inny kelner umieścił kubełek z lodem obok ich stolika, nalał szampana do kieliszków, odstawił butelkę do kubełka i rozpłynął się w cieniach zalegających na balkonie. Beck uniósł swój kieliszek i lekko stuknął nim o szampankę Sayre. - Za co wypijemy? - spytała. - Za twój wyjazd. - Doprawdy? - Zabieraj się stąd, Sayre. Wracaj do swojego życia w San Francisco, zanim stanie ci się krzywda. - Za późno. - Miałaś złamane serce z powodu romansu w liceum. To nic w porównaniu z tym, co może ci się przytrafić teraz. - Mało o tym wiesz, Beck. - W takim razie uświadom mnie. Potrząsnęła głową. - To, co się zdarzyło, to sprawa Huffa i moja. Wyjechałam i przysięgłam, że nigdy tu nie wrócę. - A jednak wróciłaś. - Tak, wróciłam. - Dlaczego? Zastanawiała się przez chwilę, nim odpowiedziała: - Danny do mnie zadzwonił. - Kiedy? - spytał z widocznym zaskoczeniem. Henry zaczął wymachiwać misiem. Chyba w tej chwili nie dbał zanadto o ciocię. Właściwie nie musiał, ponieważ Mark martwił się za dwóch. pochylił się nad trzymaną w dłoniach Różą i zamknął oczy. swojemu odbiciu. Widząc siebie wciąż takim samym, uspokoił się i zaczął pić. - Czy umiałbyś być przyjacielem? - Mały Książę usiadł na ziemi obok Pijaka. Teraz na moment zatkało jego.
©2019 certus.pod-poglad.ostrowiec.pl - Split Template by One Page Love